
Jak zgubienie się na chorwackim lotnisku doprowadziło mnie do raju
Czy kiedykolwiek mieliście wrażenie, że podróże czasem najbardziej się udają, gdy wszystko idzie niezgodnie z planem? Cóż, przynajmniej ja stosuję tę zasadę z uporem maniaka. Po przylocie na lotnisko w Zagrzebiu zamiast grzecznie odebrać bagaż i udać się do wynajętego auta, przypadkiem udałem się za grupą dziwnie ubranych Szwedów. Dopiero po dziesięciu minutach zorientowałem się, że to zlot fanów Abby. Tak, serio.
Gdy w końcu ruszyłem w kierunku Plitwic, nie miałem pojęcia, że moja mała pomyłka to ledwie prolog do serii rytualnych nieporozumień językowych, kulinarnych eksperymentów i komicznych perypetii na drodze do jednego z cudów Europy – Parku Narodowego Jezior Plitwickich.
Zaczarowany krajobraz czy scenografia do Avatara?
Gdy tylko wszedłem na teren parku, poczułem jakbym przekroczył jakąś magiczną bramę. Drewniane kładki wiją się jak węże między kaskadami wodospadów i kilkunastoma jeziorami, które mienią się wszystkimi odcieniami błękitu i szmaragdu. Kiedy po raz pierwszy zobaczyłem Veliki Slap – największy wodospad, moja szczęka niemal wylądowała na drewnianej ścieżce. Zdołałem jedynie wykrztusić coś w rodzaju „nie, to na pewno hologram”.
Zresztą, nie ja jedyny poczułem się skołowany tym naturalnym spektaklem. Obok mnie równie wyraźnie wzruszony Japończyk całując swoją kamerę, mruknął: „Nigdy więcej nie skasuję żadnego zdjęcia z karty pamięci”.
Kładki i ścieżki, czyli jak nie zostać kąskiem dla ryb
Plitwice to ponad 18 kilometrów idealnie oznaczonych tras spacerowych. Przyznaję jednak, że nawet tu udało mi się zabłądzić. Jak? Cóż, według mnie znaki przypominały bardziej wskazówki z mapy skarbów niż czytelną informację. W konsekwencji zamiast znaleźć się przy kolejnym malowniczym jeziorze, niemal wpadłem do wody. Na szczęście szybko poratowała mnie starsza Chorwatka, która udzieliła mi cennej życiowej porady z szerokim uśmiechem: „Tutaj trzeba iść za tłumem. Samodzielność szkodzi zdrowiu”.
Kulinarny zawrót głowy, albo jak prawie zjadłem chusteczkę
Po całym dniu plitwickich eksploracji pora na lokalny posiłek była wręcz obowiązkowa. W małej knajpce u podnóża parku zamówiłem „ćevapi” – smakowite chorwackie kotleciki wołowe. Wszystko byłoby idealnie, gdyby nie to, że obok mięsa dostałem stertę czegoś, co uznałem za pikle. Dopiero ostry śmiech kelnera uświadomił mi, że właśnie próbowałem mój posiłek zagryźć mokrymi chusteczkami. „Turyści zawsze szukają niezwykłych smaków. Ale to było mistrzostwo!” – stwierdził pół żartem, pół serio Ivan, właściciel knajpki.
Lokalne sekrety, które nie trafią na Instagrama
Poranne mgły i cisza, która mówi
Choć setki tysięcy zdjęć z Plitwic krążą po internecie, najlepszych doświadczeń tu się nie dokumentuje. Kluczowa rada od miejscowego przewodnika Mirko brzmi: „Przyjdź, zanim pojawią się pierwsze autokary turystów”. Rzeczywiście, wcześnie rano, kiedy słońce dopiero zaczyna rzucać złociste pasma na taflę jeziora Kozjak, cisza jest tak głęboka, że można usłyszeć, jak Natura szepcze sekrety wieku.
Ukryta wioska Rastoke – bajeczna praprawnuczka Hobbitonu
Niedaleko Plitwic kryje się prawdziwa perełka — wioska Rastoke. Miasteczko to składa się z drewnianych domków wkomponowanych pomiędzy mniejsze wodospadziki. Wygląda, jakby Hobbiton z dzieła Tolkiena spakował manatki, wyruszył na wakacje i z miejsca zakochał się w Chorwacji. W kawiarni nad brzegiem rzeczki kelnerka Ana zdradziła mi tajemnicę szczęścia mieszkańców Rastoke: „Tu trzeba powoli. Wolno idziesz, wolno pijesz kawę, wolno żyjesz. Pośpiech zabija radość”.
Jak dostać się do Plitwickiego Edenu?
Najbliższe lotnisko znajduje się w Zagrzebiu (140 km od parku). Łatwo dotrzemy tam liniami Croatia Airlines lub Smartwings. Z Europy dogodne połączenia oferują także tanie linie lotnicze jak Ryanair, Wizz Air czy easyJet (m.in. loty do Splitu i Zadaru – również około dwóch godzin jazdy autem).
Rada na koniec drogi
Zaopatrzcie się w wygodne buty, aparat lub smartfon z dużą ilością wolnej pamięci i nie bójcie się gubienia drogi oraz dziwnych sytuacji gastronomicznych (tylko nie zagryzajcie mięsa chusteczkami!). Po kilku dniach na plitwickich szlakach z pewnością odkryjecie, że zgubienie się bywa najpiękniejszym sposobem odnalezienia swojej własnej bajkowej przygody.