
Co Ci przychodzi na myśl, gdy słyszysz Peru?
Czy to majestatyczne wierzchołki Andów skąpane w złotym świetle zachodu słońca, sekretne świątynie Inków owiane mgłą tajemnicy, czy może aromatyczna para buchająca z kuchni ulicznych cholitas w kolorowych spódnicach? Muszę przyznać się od razu – moja pierwsza podróż do Peru zaczęła się kompletnym fiaskiem językowym. Pamiętam jak dziś, kiedy na lotnisku w Limie otwarłem usta, próbując spytać o najbliższy kantor, a przypadkowo zapytałem, gdzie mogę wymienić meksykańskie pesos. Mina mojego rozmówcy mówiła wszystko, a jego meksykański akcent, z jakim spuentował sytuację: „Amigo, to nie ten kraj”, prześladuje mnie do dziś.
Idealny start weekendowego wypadu – Lima
Gwar i kolory Miraflores
Każdy weekend w Peru warto rozpocząć od suto skrapianego limonką ceviche i chłodnej butelki cusqueñy w kolorowej dzielnicy Miraflores. Obowiązkowo spaceruj nad maleconem, gdzie oceaniczna bryza miesza się z dźwiękiem gitary miejscowego ulicznego muzyka, który na twój wyraźny widok natychmiast przechodzi na nieśmiałe wykonanie Beatlesów. To dobra dzielnica, by przegapić adres hotelu – sprawdziłem to dokładnie, drepcząc pół godziny w kółko, nim uświadomiłem sobie, że mój hostel cały czas stał przede mną (ukryty za sprytnie ustawionym straganem z awokado).
Zjedz jak Peruwiańczyk
Żeby naprawdę poczuć Limę, musisz zajrzeć na lokalny bazar. „Pan tego koniecznie spróbuje, señor, zdrowe i postawi pana na nogi!”, zachęcał mnie z szerokim uśmiechem Carlos, handlowiec cuchary, czyli peruwiańskiego likieru ziołowego. Smakował jak mieszanka płynu do zmywania naczyń i trawy cytrynowej, ale zadziałał cudownie. W końcu kto normalny chodzi spać o 20:00 w sobotę w Limie?
Machu Picchu – peruwiańska perełka
Pociągiem przez Andy z Cusco
Wizyta w Machu Picchu jest jak pielgrzymka dla turysty. Jeżeli masz trzy dni – jedź natychmiast. Najpierw samolotem do Cusco, potem malowniczym, nieco skrzypiącym pociągiem przez góry. Na stacji w Ollantaytambo roześmiany konduktor Julio klepie mnie po ramieniu z miną filozofa, mówiąc: „Tu, proszę pana, przejeżdżało więcej turystów niż lam po tych górach, ale kto raz trafił do Machu Picchu, temu serce zostało tu na zawsze.” Trudno się z nim nie zgodzić, patrząc na przepiękną panoramę rozciągającą się za szybami wagonu.
Tajemnice zagubionego miasta
Machu Picchu o świcie tonie w różowawo-złoto-szarej poświacie, gęstej i wilgotnej jak mgiełka na latte. Pierwszy widok ruin zapiera dech w piersi nawet największym sceptykom. Złapałem się na tym, że macham do aparatu drona, który okazał się być agresywną kolibrą zainteresowaną moją czapką z daszkiem. Bez obaw – kolibry rzadko porywają turystom nakrycia głowy, choć wyraźnie rozważają czasem taką opcję.
Sekretne skarby Doliny Sacred Valley
Pisac: między ceramiką a światem duchów
Moje ścieżki zawiodły mnie także do Pisac, gdzie lokalna szamanka Fernanda, obdarta kolorowa chusta na ramionach i nadmienny uśmiech, zapytała mnie zupełnie z powagą czy znam już swój peruwiański znak zodiaku. Okazuje się, że jest ich 12 i wszystkie to różne lokalne zwierzaki. Zostałem alpaką. Sądzę, że to w sumie komplement – łagodne stworzenia, przynajmniej dopóki nie spluną z irytacją na turystę. Lokalny targ jest pełen wyrobów ceramicznych, wełnianych swetrów tak grubych jak dywany oraz najdelikatniejszego kakao. Jeśli nie tu znajdziesz pamiątkę idealną, to nigdzie.
Zakończ podróż z uśmiechem
Jeżeli znajdziesz chwilę przed odlotem i masz lekko masochistyczne tendencje, wpadnij do miejscowej kawiarni na ceremonię picia tradycyjnej herbaty z koki. Smakuje cienko jak zielona herbata, ale działa jak kawa na sterydach, choć miejscowi zarzekają się, że „to nic takiego, panie podróżniku”. Uwierz im tylko częściowo.
Na koniec kilka praktycznych wskazówek
- Zawsze targuj się na bazarach – takie są zasady gry.
- Wysokość w Peru nie jest żartem, zabierz więc tabletki na chorobę wysokościową.
- Regularne linie lotnicze, które bez problemu zabiorą cię do Limy to m.in.: Lufthansa (przez Frankfurt), Air France (przez Paryż), KLM (przez Amsterdam), Iberia (przez Madryt).