Sekrety Valencii. Hiszpania nieznana.

Czy naprawdę znasz Walencję? Przygotuj się na podróż pełną sekretów!

Wiedziony instynktem podróżnika – tym samym, który zachęca mnie czasem do jedzenia o podejrzanych nazwach (przypomina mi się ta niesławna paella w restauracji, której nazwa tłumaczona na angielski brzmiała jak „ryż z rzeczami”…) – znalazłem się pewnego dnia w Walencji. Ach, Walencja! Miasto, które większość turystów kojarzy głównie z pyszną paellą, piękną miejską plażą i futurystycznymi budynkami Ciudad de las Artes y las Ciencias. Ale ja nigdy nie zatrzymuję się na powierzchni; postanowiłem zajrzeć głębiej. Wyruszyłem, aby odkryć ukrywane przed światem sekrety tego miasta, które – jak szybko się przekonałem – potrafi nadal zaskakiwać, bawić i urzekać.

Ruzafa – artystyczne serce miasta ze smakiem pomarańczy

Kiedy trafiłem pierwszy raz do dzielnicy Ruzafa, poczułem się jak Alicja wpadająca do króliczej nory. Kolorowe fasady budynków, uliczni artyści o wyrazistych twarzach, kreatywne kawiarnie wypełnione aromatem świeżo mielonej kawy – wszystko to przejęło moją wyobraźnię. „Ruzafa – mówi mi właściciel niewielkiej kawiarni, podając gorzką espresso i lukrowane ciastko pomarańczowe – 20 lat temu nikt nawet nie myślałby przyjechać tutaj z aparatem i notesem. Teraz, każdego tygodnia zjawiasz się ty albo tobie podobny obłąkaniec!” śmiał się serdecznie, jakby znał mnie od lat.

Spacer po Ruzafie przypomina odkrywanie wielkiego muzeum sztuki na świeżym powietrzu. Street art, murale i instalacje zdobią ściany sprytnie ukrytych uliczek i zaułków. Jednak sekretem numer jeden tej dzielnicy pozostają bary tapas, które – uwierzcie mi na słowo – łatwiej znaleźć przypadkowo, niż według przewodnikowych instrukcji. Pewnego wieczora poprosiłem kelnera: „Algo tipico?” (coś typowego?), na co usłyszałem szczerze zdezorientowane: „Amigo, WSZYSTKO tutaj jest typowe!”. Tak zadecydował więc los, że zjadłem wówczas wszystkie tapas po jednym!

Park Turia: historia rzeki, która zniknęła

Kolejnym fascynującym sekretem Walencji jest unikalny park miejski stworzony w korycie dawnej rzeki Turii. Postanowiłem przekonać się, jak do tego doszło, więc zapytałem starszego joggera na ścieżce: „Co się właściwie stało z tą rzeką?”. „Ach, amigo – powiedział uśmiechając się – Mieliśmy kiedyś rzekę, ale zdecydowaliśmy, że park będzie bardziej praktyczny!”. Historia ma trochę inną wersję – lokalna powódź w latach 50. spowodowała decyzję o przesunięciu koryta rzeki, a dawne przekształcono w zieloną oazę, wijącą się jak zielony wąż przez centrum miasta.

Na rowerze czy pieszo, kilometrowa trasa pod historycznymi mostami, w cieniu palm i drzew cytrusowych, daje turystom ukojenie od palącego słońca. A wieczorami park tętni życiem – odbywają się tutaj warsztaty flamenco, koncerty i spontaniczne pokazy artystyczne miejscowych.

Laguna i rybacka tradycja (Albufera)

Walencja skrywa w swojej okolicy prawdziwą perłę – Albuferę. To park przyrody, słynący z jeziora i laguny, będącej rajem dla ptaków, romantyków i rybaków z uporem godnym lepszej sprawy. Raz zaryzykowałem wypłynięcie o wschodzie słońca z lokalnym rybakiem Paco, którego angielski ograniczał się głównie do kiwania głową i rzucania krótkiego „very good!”. Wschód słońca w towarzystwie rozkrzyczanych czapli i budzących się do życia ptaków, odbijających się w mglistej tafli – to widok, za który warto wstać przed świtem. „To najpiękniejsze miejsce w Hiszpanii” – przyznał Paco, dodając po chwili z lekką zadumą: „ale paella mojej żony… to dopiero dzieło sztuki!”

Uroki lokalnego języka – czyli zabawne nieporozumienia

Bariera językowa to zabawna zmora każdego podróżnika. Gdy pewnego dnia w sklepie usiłowałem kupić pastę do zębów, poprosiłem z całym przekonaniem o „pasta de dientes”, na co dostałem talerz spaghetti – kelner był zachwycony, ja trochę mniej.

Mieszkańcy Walencji z radością posługują się swoim dialektem – valenciano. O ile hiszpański może być trudny, o tyle valenciano brzmi dla uszu obcokrajowca trochę jak szczególnie melodyjne kichnięcie. Niemniej jednak, walencjański uśmiech i gościnność przesuwają wszelkie językowe wpadki na drugi plan.

Końcowa mądrość podróżnika, czyli jak naprawdę poznać Walencję?

Sekret Walencji i „miasta nieznanego” tkwi w reagowaniu spontanicznie na to, co życie podróżnicze przynosi. Zapomnij o przewodnikach, zapomnij o mapach – pozwól, by miasto poprowadziło cię przez swoje uliczki, bary i legendy. Jak mawiają Walencjanie: „Lo millor és deixar-se portar” („Najlepiej jest dać się ponieść!”).

Praktyczna rada: Do Walencji dostaniesz się z łatwością liniami Ryanair lub Wizzair z dużych europejskich lotnisk. Regularne linie lotnicze, takie jak Lufthansa, Iberia, KLM czy Air France oferują dogodne połączenia z całego świata.

Zresztą, najciekawsze podróże zaczynają się od pomyłek – szczególnie tych językowych. Buen viaje, podróżnicy!

Skomentuj artykuł

Scroll to Top